Archiwa miesięczne: Styczeń 2022

37. Jaką wybrać strategię w związku z pozwem banku o zwrot nienależnie wypłaconej kwoty kredytu i tzw. wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z tej kwoty?

Szanowny Niedoszły Kredytobiorco PKO BP, mBanku, Millennium, BPH (i być może innego banku),

Jeżeli już zdecydowałeś się na ten krok, dałeś się namówić takim hienom prawniczym (jak ja) i pozwałeś już swojego dobrodzieja, który onegdaj wypłacił Ci pokaźną sumkę pieniężną na zrealizowanie Twojego marzenia, spodziewaj się że, o ile już nie dostałeś, o tyle zapewne niedługo dostaniesz od listonosza paczuszkę z sądu. A w niej znajdziesz pisemko od banku, zwane przez niektórych pozwem.

Z lektury owego pisemka dowiesz się, że bank co prawda uznaje, że Twoja umowa kredytu jest jak najbardziej ważna i oczywiście powinieneś spłacać grzecznie dany Ci kredyt z należytą wdzięcznością przy każdym comiesięcznym przelewie. Niemniej, ponieważ już sam  pozwałeś swojego kredytodawcę, to gdyby jednak stało się to okropne zdarzenie w postaci potwierdzenia przez sąd ostatecznym wyrokiem, że umowa jednak jest nieważna, bank życzy sobie, aby Sąd zasądził od Ciebie na jego rzecz obowiązek zwrotu nienależnie wypłaconej kwoty kredytu, a także coś ekstra. Tym ekstra miałoby być tzw. wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z tej kwoty, czyli w praktyce równowartość odsetek, jakie byś zapłacił, gdybyś zawarł z bankiem standardową umowę o kredyt w złotych (bo oczywiście miałeś wówczas zdolność na taki kredyt, nawet jeżeli coś innego zapamiętałeś).

Po lekturze takich życzeń banku, zapewne zastanawiasz się, co jest do czorta!?  Bank nie chce przyznać w sporze z Twojego powództwa, że umowa jest ważna, neguje z całą intensywnością Twoje zarzuty na tę okoliczność, a tu coś takiego! Dla tych co nadto spłacają kredyt, albo wręcz już spłacili na warunkach banku, dezorientacja zapewne jest jeszcze większa.

Zdziwienie to jest jak najbardziej słuszne. Pozywanie o coś czego się nie chce, a tylko ewentualnie będzie chciało w bliżej niesprecyzowanej przyszłości to oczywiście swoiste kuriozum, podyktowane zapewne celem przerwania biegu przedawnienia roszczeń banku. Każdy szanujący się sąd powinien oddalić taki pozew jako tzw. przedwczesny, czyli ze względu na niewymagalność roszczeń.

Problem w tym, że to co wynika jak wół z przepisów stanowionego prawa, niekoniecznie w praktyce tym prawem staje się. Z punktu widzenia tzw. zasad doświadczenia życia w Najjaśniejszej III RP, opartym w realu na systemie prawa dowolnie interpretowanego, jak najbardziej potrafię sobie wyobrazić sprawy, w których niektóre sądy za nic będą miały ową niewymagalność roszczeń. Mimo że już od pewnego czasu w kodeksie postępowania cywilnego obowiązuje wymóg, aby pozew wskazywał datę wymagalności roszczenia (!).

A więc pisząc odpowiedź na pozew nie jest zalecane ograniczenie się do wskazania owego braku wymagalności roszczeń. Warto jednak podejść do sprawy bardziej życiowo i wyłuszczyć również dlaczego roszczenia banku są niezasadne. Czyli wejść w tzw. merytorykę.

Ponieważ celem tego postu nie jest omawianie owej merytoryki (tu proszę korzystać z wiedzy swoich profesjonalnych pełnomocników), jedynie wspomnę, że w kontekście roszczeń o świadczenia extra (wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału tudzież postulat sądowej waloryzacji) osobiście piszę w odpowiedziach na pozwy coś tam o sprzeczności takich roszczeń z celem odstraszającym przepisów regulujących ochronę konsumentów, o braku podstaw do domagania się z art. 410 k.c. czegokolwiek innego niż nienależnie dokonane świadczenie, braku podstaw do korzystania z art. 405 k.c. (na tym przepisie banki opierają swoje roszczenie o bezumowne wynagrodzenie), braku wykazania przesłanki zubożenia (która winna zaistnieć, aby móc powoływać się na art. 405 k.c. jeżeli już z tzw. ostrożności przyjmiemy, że jednak ten przepis mógłby mieć zastosowanie). Coś tam piszę o tym, że bank na udzielenie kredytu nie potrzebuje środków pieniężnych, albowiem to ów kredyt te środki kreuje (takie herezje można usłyszeć m. in. w filmiku edukacyjnym NBP zamieszczonym na  zamieszczonym na https://www.nbportal.pl/wiedza/prezentacje/skad-banki-biora-pieniadze ). Podaję również szereg oczywistości na brak podstaw do dokonania sądowej waloryzacji, jak chociażby taką, że nie było istotnej zmiany siły nabywczej.

Ktoś zapewne zauważy, a dlaczego nie wymieniłem zarzutu przedawnienia. Przecież bankom przedawniło się po 3 latach od wypłaty kwoty kredytu.

No właśnie, zarzut przedawnienia jest najbardziej problematycznym z argumentów. Faktycznie, gdyby sądy chciały uznawać umowy za nieważne z innych przyczyn niż klauzule niedozwolone, ów termin 3 lat od wypłaty kredytu winien oznaczać przedawnienie. Rzeczywistość jest jednak taka, że po pierwsze sądy apelacyjne, nie licząc pojedynczych przypadków stwierdzają nieważność umów właśnie ze względu na owe klauzule niedozwolone. A to zmienia postać rzeczy. W takiej sytuacji w wariancie optymistycznym termin biegu przedawnienia roszczeń banków rozpoczyna się z chwilą, w której konsument poinformował przedsiębiorcę, że jego zdaniem postanowienia umowne (bez których umowy miałyby być nieważne) są niewiążące. Czyli w praktyce ową datę wyznaczałby najczęściej pozew konsumenta, czasami poprzedzające ów pozew wezwanie banku do zapłaty. W wariancie mniej optymistycznym, ów termin biegłby dopiero od oświecenia przez sąd nierozumnego konsumenta, że nieważność umowy może nosić za sobą takie skutki jak właśnie obowiązek zwrotu bankowi nienależnie wypłaconej kwoty kredytu, czy roszczenie ze strony banku o zwrot tzw. wynagrodzenia o bezumowne korzystanie z kapitału (tę genialną koncepcję eliminującą w praktyce przedawnienie roszczeń banku w imię ochrony interesów konsumenta wymyślił Sąd Najwyższy w uzasadnieniu uchwały z 7 maja 2021 r. III CZP 6/21).

Z powyższego wnioski praktyczne są takie, że jakieś tam szanse są na uznanie przez sąd zarzutu przedawnienia, ale w praktyce tylko wobec tych, którzy złożyli pozew przed 3 laty od zrewanżowania się tym samym przez bank.

Jeżeli Drogi Niedoszły Kredytobiorco zaliczasz się do grona tych szczęśliwców, którzy jakieś tam szanse mają na przekonanie sądu, że bankowi się przedawniło, dla równowagi masz nieszczęście odpowiedzieć sobie na pytanie: CZY WARTO PODNOSIĆ ZARZUT PRZEDAWNIENIA?

WARTO – jeżeli jesteś uzależniony od wysokiego poziomu adrenaliny lub stać cię na zwrot bankowi 5% liczonej od kwoty, którą bank Ci wypłacił (+ dodatkowe 5-8 tysięcy z tytułu kosztów zastępstwa procesowego) w przypadku gdyby sąd jednak nie uwzględnił zarzutu przedawnienia. W takiej sytuacji podnosisz zarzut przedawnienia, a jedynie ewentualnie zarzut potrącenia swojej wierzytelności. EDIT: być może i przy braku uznania przez sąd roszczeń za przedawnione sąd nie obciąży Ciebie kosztami procesu. Niemniej zależeć to będzie już tylko od uznania sądu.

NIE WARTO – jeżeli nie zaliczasz się do ww. grupy. W takiej sytuacji ogranicz się do zarzutu potrącenia. To daje duże szanse na brak obciążenia Ciebie kosztami procesu, a jak będziesz miał więcej szczęścia, to może nawet kosztami procesu w całości zostanie obciążony bank.

Propos potrąceń. Jeżeli już sam złożyłeś pozew o zapłatę, mocno zastanów się czy warto przy potrącaniu uwzględniać również tę kwotę. No bo jeżeli ją uwzględnisz, to sąd oddali Ci twoje roszczenie o zapłatę. Osobiście tej kwoty bym nie radził Ci ruszać. Ale jednocześnie grzechem zaniechania byłoby ją marnować w sporze z powództwa banku. Możesz zawsze… podnieść zarzut zatrzymania dochodzonej przez bank nienależnie wypłaconej kwoty kredytu do czasu zaofiarowania przez bank zwrotu lub zabezpieczenia zwrotu dochodzonej przez Ciebie kwoty. Skoro banki uzurpują sobie prawo do korzystania z takiego zarzutu zatrzymania, dlaczego Ty masz z tego nie skorzystać? I ewentualnie tym samym wstrzymać wymagalność roszczeń banku.

Konkludując, na nowej drodze sporu z bankiem życzę Ci Drogi Niedoszły Kredytobiorco rychłego oddalenia pozwu banku i przemyślanych decyzji co do kierunku strategii.