Co jakiś czas dochodzą do mnie zaniepokojone głosy kredytobiorców, czy w związku z tym, że zawarli umowę 10 lat temu, nie przedawniło im się prawo do dochodzenia roszczeń.
Chciałbym to wyraźnie i dobitnie podkreślić: 10-letni termin przedawnienia odnosi się nie do umowy jako takiej, ale do roszczeń majątkowych (art. 117 par. 1 Kodeksu cywilnego). W przypadku zaś sporów z bankami owymi roszczeniami są roszczenia o zapłatę bezpodstawnie dokonanych płatności. Owymi zaś płatnościami były zaś przede wszystkim kwoty uiszczone tytułem rat kredytowych. I to jest najważniejsze: owe 10 lat biegnie odrębnie dla każdej z płatności. Czyli, jeżeli ktoś zawarł umowę np. w 2003r., to jak najbardziej ma prawo domagać się zwrotu nienależnie dokonanych płatności dokonanych po (mając na uwadze, że ten wpis został napisany 14.09.2016r.) 14.09.2006r. A przy okazji doprowadzić do stwierdzenia przez sąd bądź, że umowa jest nieważna, bądź, że mechanizm uzależnienia kredytu od kursu CHF jest nieważny.
Oczywiście warto zapobiegać przedawnieniu jakichkolwiek roszczeń (np. poprzez składanie odpowiednio sformułowanych wniosków o tzw. zawezwanie do próby ugodowej), ale jeżeli już doszło do przedawnienia, to tylko w części. I nie zamyka to bynajmniej drzwi do procesu sądowego ukierunkowanego na stwierdzenie nieważności umowy bądź „odfrankowienie” kredytu.