Archiwum autora: Krzysztof Orski

37. Jaką wybrać strategię w związku z pozwem banku o zwrot nienależnie wypłaconej kwoty kredytu i tzw. wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z tej kwoty?

Szanowny Niedoszły Kredytobiorco PKO BP, mBanku, Millennium, BPH (i być może innego banku),

Jeżeli już zdecydowałeś się na ten krok, dałeś się namówić takim hienom prawniczym (jak ja) i pozwałeś już swojego dobrodzieja, który onegdaj wypłacił Ci pokaźną sumkę pieniężną na zrealizowanie Twojego marzenia, spodziewaj się że, o ile już nie dostałeś, o tyle zapewne niedługo dostaniesz od listonosza paczuszkę z sądu. A w niej znajdziesz pisemko od banku, zwane przez niektórych pozwem.

Z lektury owego pisemka dowiesz się, że bank co prawda uznaje, że Twoja umowa kredytu jest jak najbardziej ważna i oczywiście powinieneś spłacać grzecznie dany Ci kredyt z należytą wdzięcznością przy każdym comiesięcznym przelewie. Niemniej, ponieważ już sam  pozwałeś swojego kredytodawcę, to gdyby jednak stało się to okropne zdarzenie w postaci potwierdzenia przez sąd ostatecznym wyrokiem, że umowa jednak jest nieważna, bank życzy sobie, aby Sąd zasądził od Ciebie na jego rzecz obowiązek zwrotu nienależnie wypłaconej kwoty kredytu, a także coś ekstra. Tym ekstra miałoby być tzw. wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z tej kwoty, czyli w praktyce równowartość odsetek, jakie byś zapłacił, gdybyś zawarł z bankiem standardową umowę o kredyt w złotych (bo oczywiście miałeś wówczas zdolność na taki kredyt, nawet jeżeli coś innego zapamiętałeś).

Po lekturze takich życzeń banku, zapewne zastanawiasz się, co jest do czorta!?  Bank nie chce przyznać w sporze z Twojego powództwa, że umowa jest ważna, neguje z całą intensywnością Twoje zarzuty na tę okoliczność, a tu coś takiego! Dla tych co nadto spłacają kredyt, albo wręcz już spłacili na warunkach banku, dezorientacja zapewne jest jeszcze większa.

Zdziwienie to jest jak najbardziej słuszne. Pozywanie o coś czego się nie chce, a tylko ewentualnie będzie chciało w bliżej niesprecyzowanej przyszłości to oczywiście swoiste kuriozum, podyktowane zapewne celem przerwania biegu przedawnienia roszczeń banku. Każdy szanujący się sąd powinien oddalić taki pozew jako tzw. przedwczesny, czyli ze względu na niewymagalność roszczeń.

Problem w tym, że to co wynika jak wół z przepisów stanowionego prawa, niekoniecznie w praktyce tym prawem staje się. Z punktu widzenia tzw. zasad doświadczenia życia w Najjaśniejszej III RP, opartym w realu na systemie prawa dowolnie interpretowanego, jak najbardziej potrafię sobie wyobrazić sprawy, w których niektóre sądy za nic będą miały ową niewymagalność roszczeń. Mimo że już od pewnego czasu w kodeksie postępowania cywilnego obowiązuje wymóg, aby pozew wskazywał datę wymagalności roszczenia (!).

A więc pisząc odpowiedź na pozew nie jest zalecane ograniczenie się do wskazania owego braku wymagalności roszczeń. Warto jednak podejść do sprawy bardziej życiowo i wyłuszczyć również dlaczego roszczenia banku są niezasadne. Czyli wejść w tzw. merytorykę.

Ponieważ celem tego postu nie jest omawianie owej merytoryki (tu proszę korzystać z wiedzy swoich profesjonalnych pełnomocników), jedynie wspomnę, że w kontekście roszczeń o świadczenia extra (wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału tudzież postulat sądowej waloryzacji) osobiście piszę w odpowiedziach na pozwy coś tam o sprzeczności takich roszczeń z celem odstraszającym przepisów regulujących ochronę konsumentów, o braku podstaw do domagania się z art. 410 k.c. czegokolwiek innego niż nienależnie dokonane świadczenie, braku podstaw do korzystania z art. 405 k.c. (na tym przepisie banki opierają swoje roszczenie o bezumowne wynagrodzenie), braku wykazania przesłanki zubożenia (która winna zaistnieć, aby móc powoływać się na art. 405 k.c. jeżeli już z tzw. ostrożności przyjmiemy, że jednak ten przepis mógłby mieć zastosowanie). Coś tam piszę o tym, że bank na udzielenie kredytu nie potrzebuje środków pieniężnych, albowiem to ów kredyt te środki kreuje (takie herezje można usłyszeć m. in. w filmiku edukacyjnym NBP zamieszczonym na  zamieszczonym na https://www.nbportal.pl/wiedza/prezentacje/skad-banki-biora-pieniadze ). Podaję również szereg oczywistości na brak podstaw do dokonania sądowej waloryzacji, jak chociażby taką, że nie było istotnej zmiany siły nabywczej.

Ktoś zapewne zauważy, a dlaczego nie wymieniłem zarzutu przedawnienia. Przecież bankom przedawniło się po 3 latach od wypłaty kwoty kredytu.

No właśnie, zarzut przedawnienia jest najbardziej problematycznym z argumentów. Faktycznie, gdyby sądy chciały uznawać umowy za nieważne z innych przyczyn niż klauzule niedozwolone, ów termin 3 lat od wypłaty kredytu winien oznaczać przedawnienie. Rzeczywistość jest jednak taka, że po pierwsze sądy apelacyjne, nie licząc pojedynczych przypadków stwierdzają nieważność umów właśnie ze względu na owe klauzule niedozwolone. A to zmienia postać rzeczy. W takiej sytuacji w wariancie optymistycznym termin biegu przedawnienia roszczeń banków rozpoczyna się z chwilą, w której konsument poinformował przedsiębiorcę, że jego zdaniem postanowienia umowne (bez których umowy miałyby być nieważne) są niewiążące. Czyli w praktyce ową datę wyznaczałby najczęściej pozew konsumenta, czasami poprzedzające ów pozew wezwanie banku do zapłaty. W wariancie mniej optymistycznym, ów termin biegłby dopiero od oświecenia przez sąd nierozumnego konsumenta, że nieważność umowy może nosić za sobą takie skutki jak właśnie obowiązek zwrotu bankowi nienależnie wypłaconej kwoty kredytu, czy roszczenie ze strony banku o zwrot tzw. wynagrodzenia o bezumowne korzystanie z kapitału (tę genialną koncepcję eliminującą w praktyce przedawnienie roszczeń banku w imię ochrony interesów konsumenta wymyślił Sąd Najwyższy w uzasadnieniu uchwały z 7 maja 2021 r. III CZP 6/21).

Z powyższego wnioski praktyczne są takie, że jakieś tam szanse są na uznanie przez sąd zarzutu przedawnienia, ale w praktyce tylko wobec tych, którzy złożyli pozew przed 3 laty od zrewanżowania się tym samym przez bank.

Jeżeli Drogi Niedoszły Kredytobiorco zaliczasz się do grona tych szczęśliwców, którzy jakieś tam szanse mają na przekonanie sądu, że bankowi się przedawniło, dla równowagi masz nieszczęście odpowiedzieć sobie na pytanie: CZY WARTO PODNOSIĆ ZARZUT PRZEDAWNIENIA?

WARTO – jeżeli jesteś uzależniony od wysokiego poziomu adrenaliny lub stać cię na zwrot bankowi 5% liczonej od kwoty, którą bank Ci wypłacił (+ dodatkowe 5-8 tysięcy z tytułu kosztów zastępstwa procesowego) w przypadku gdyby sąd jednak nie uwzględnił zarzutu przedawnienia. W takiej sytuacji podnosisz zarzut przedawnienia, a jedynie ewentualnie zarzut potrącenia swojej wierzytelności. EDIT: być może i przy braku uznania przez sąd roszczeń za przedawnione sąd nie obciąży Ciebie kosztami procesu. Niemniej zależeć to będzie już tylko od uznania sądu.

NIE WARTO – jeżeli nie zaliczasz się do ww. grupy. W takiej sytuacji ogranicz się do zarzutu potrącenia. To daje duże szanse na brak obciążenia Ciebie kosztami procesu, a jak będziesz miał więcej szczęścia, to może nawet kosztami procesu w całości zostanie obciążony bank.

Propos potrąceń. Jeżeli już sam złożyłeś pozew o zapłatę, mocno zastanów się czy warto przy potrącaniu uwzględniać również tę kwotę. No bo jeżeli ją uwzględnisz, to sąd oddali Ci twoje roszczenie o zapłatę. Osobiście tej kwoty bym nie radził Ci ruszać. Ale jednocześnie grzechem zaniechania byłoby ją marnować w sporze z powództwa banku. Możesz zawsze… podnieść zarzut zatrzymania dochodzonej przez bank nienależnie wypłaconej kwoty kredytu do czasu zaofiarowania przez bank zwrotu lub zabezpieczenia zwrotu dochodzonej przez Ciebie kwoty. Skoro banki uzurpują sobie prawo do korzystania z takiego zarzutu zatrzymania, dlaczego Ty masz z tego nie skorzystać? I ewentualnie tym samym wstrzymać wymagalność roszczeń banku.

Konkludując, na nowej drodze sporu z bankiem życzę Ci Drogi Niedoszły Kredytobiorco rychłego oddalenia pozwu banku i przemyślanych decyzji co do kierunku strategii.

36. Miażdżące dla banków konsekwencje praktyczne uchwały SN z 07.05.2021r. III CZP 6/21.

Sąd Najwyższy w dzisiejszej uchwale, tj. uchwale z 7 maja 2021r. wydanej w składzie 7-os w sprawie III CZP 6/21 orzekł, że w sytuacji gdyby uznać umowę kredytu za nieważną na skutek uznania jej postanowień za niedozwolone, zarówno kredytobiorcy jak i bankowi przysługuje roszczenie o zwrot nienależnie zapłaconych środków pieniężnych.

Nie to jest jednak istotą tej uchwały. Sąd bowiem orzekł również o momencie rozpoczęcia biegu terminu przedawnienia roszczeń stron nieważnej umowy.

W przypadku roszczeń kredytobiorcy termin ten rozpoczyna się w momencie, w którym kredytobiorca dowiedział się albo, wykazując się oczekiwanym od niego rozsądkiem, powinien dowiedzieć się że o tym, że umowa zawiera niedozwolone postanowienia umowne. W praktyce oznacza to na dzień dzisiejszy, że żadnemu kredytobiorcy roszczenia o zwrot zapłaconych bankowi kwot nie przedawniły się. Trudno bowiem oczekiwać, aby kredytobiorca wiedział, że umowa zawiera postanowienia niedozwolone już ponad 10 lat temu. W przypadku roszczeń banków termin przedawnienia rozpoczyna się z dniem, w którym kredytobiorca wyraził świadomą wolę uznania umowy za nieważną na skutek stwierdzenia abuzywności jej postanowień. W praktyce za ten dzień należy uznać dzień, w którym kredytobiorca złożyłby oświadczenie, że jest świadomy konsekwencji prawnych stwierdzenia nieważności umowy, tj. w szczególności obowiązku zwrotu na rzecz banku wypłaconej wcześniej kwoty kredytu.

Cóż to oznacza w praktyce?

  • roszczenia kredytobiorców i banków nie uległy przedawnieniu,
  • aby jak najszybciej rozpocząć bieg przedawnienia roszczeń banków, kredytobiorca jak najszybciej winien złożyć do sądu (w ramach toczącego się postępowania sądowego) oświadczenie wykazujące bezspornie, że jest świadomy konsekwencji prawnych uznania umowy za nieważną,
  • aby nie dopuścić do przerwania biegu przedawnienia swoich wierzytelności, banki zapewne będą podejmowały czynności zmierzające do przerwania biegu przedawnienia. W praktyce normą stanie się zapewne podnoszenie zarzutów potrącenia czy zatrzymania, ze szczególnym naciskiem na to pierwsze;
  • aby nie narażać się na zbyt wysokie przegrane roszczeń o zapłatę (ze względu na spodziewane potrącenia) kredytobiorcy w naszej ocenie nie powinni przesadzać z wysokością tychże roszczeń.

A co powyższe ostatecznie oznaczać będzie w praktyce?

Bankom ze względu na groźbę przedawnienia się części lub całości wierzytelności nie będzie się już opłacało wydłużać w nieskończoność inicjowanych przez kredytobiorców postępowań sądowych. Zapewne skończą się zbędne przesłuchania zbędnych świadków. Co więcej, banki w większości przypadków, aby nie doprowadzić do przedawnienia swoich wierzytelności, same będą musiały kredytobiorcę wezwać do zwrotu wypłaconej kwoty kredytu w związku z nieważnością umowy kredytu. I wówczas wystarczy zapłacić tę kwotę, pomniejszoną o sumę, którą im zapłaciliśmy w związku ze spłatą kredytu.

Sąd Najwyższy postawił zatem dzisiaj banki pod ścianą.  Problemem kredytobiorców nie będzie podwojony dług ze względu na wzrost kursu CHF, a ewentualne zdobycie środków na uzupełnienie ewentualnej różnicy między wypłaconą przez bank kwotą kredytu a sumę dotychczas im przekazaną w związku z jego spłatą. To dla niektórych oczywiście może być problem. Niektórzy mogli zbyt naiwnie sądzić, że roszczenia banków uległy przedawnieniu. Ale powiedzmy sobie szczerze. Jeszcze 2 lata temu marzyliśmy o takim scenariuszu. Wszystko wskazuje na to, że te marzenia spełnią się.

35. „Ospreadowienie” należności kredytowych pozostaje w sprzeczności z art. 110 ustawy Prawo bankowe.

W dyskusji o zastosowanym sposobie uzależnienia należności kredytowych od dawnego czasu dostrzega się problem zastosowania dwóch rodzajów kursów (kupna i sprzedaży) skutkujących dodatkowymi kosztami spłaty kredytu i zwiększeniem salda zadłużenia. Problem ten sądy jednak dostrzegają praktycznie tylko przez pryzmat niedozwolonych postanowień wprowadzających ów swoisty mechanizm kantorowy. Tymczasem w mojej ocenie również ta wada prawna umów winna być postrzega w pierwszej kolejności z perspektywy sprzeczności z bezwzględnie obowiązującymi przepisami. Konkretnie z art. 110 ustawy Prawo bankowe.

Na początku warto sobie uświadomić bardzo istotny szczegół. Banki nie są zwykłymi uczestnikami tzw. wolnego rynku. Banków nie obowiązuje w pełni zasada swobody umów. Banki prowadzą działalność regulowaną i nie mogą przekroczyć granic wyznaczonych przez te regulacje. Zasady prowadzenia tej działalności, a tym samym i granice wyznacza przede wszystkim ustawa Prawo bankowe.

Owe granice zostały wyznaczone między innymi w zakresie świadczeń pieniężnych, jakie banki mogą „wyciągać” od swoich klientów. Granice te zostały określone w ustawie Prawo bankowe. W przypadku kredytów są to oczywiście odsetki od kwoty wykorzystanego kredytu (załóżmy również, że waloryzowanej kwoty wykorzystanego kredytu – choć to założenie nie znajduje żadnego oparcia w przepisach i w zasadzie można by o tej kolejnej niedostrzeganej przez sądy wadzie prawnej umów napisać odrębny post) oraz prowizja od udzielonego kredytu. Poza powyższymi świadczeniami ustawa prawo bankowe (konkretnie art. 110) przewiduje również możliwość pobierania prowizji i opłat z tytułu wykonywanych czynności bankowych oraz opłat za wykonywanie innych czynności. I to wszystko, jeżeli chodzi o potencjalne daniny kredytobiorców na rzecz banku.

A teraz przyjrzyjmy się naszym umowom. A konkretnie sposobowi ustalania wysokości zadłużenia kredytowego oraz rat kredytowych. Łatwo zauważyć, że został on oparty na swoistym mechanizmie znanym w kantorach. W przypadku kredytów indeksowanych bank najpierw ustalał sumę CHF poprzez przeliczenie wypłaconej kwoty w złotych przy zastosowaniu kursu kupna. Tak wyliczona suma CHF miała z kolei służyć do ustalania ogólnego zadłużenia w złotych oraz wysokości rat w CHF, które miały służyć do ustalania wysokości należnych rat w złotych. Tyle, że te z kolei przeliczenia miały być już dokonywane w oparciu o kurs sprzedaży. Podobny mechanizm zastosowano w umowach o kredyty denominowane. Z tą różnicą, że tam sumę CHF wpisano w umowie i „tylko” zastrzeżono, że wypłacana suma w złotych zostanie ustalona w oparciu o kurs kupna, a wysokość zadłużenia w złotych i raty w złotych będą wyliczane w oparciu o kurs sprzedaży.

Owo „ospreadowanie” należności kredytowych z założenia generowało dodatkowy przychód dla banku i dodatkowe koszty dla kredytobiorcy. Skutkowało już na starcie wyższym zadłużeniem od kwoty wykorzystanego kredytu (co jest sprzeczne z art. 69 ust. 1 Pr. b. i zasadą nominalizmu – o tym pisałem we wpisie nr 34) oraz wyższymi ratami kapitałowymi i odsetkowymi niż gdyby zastosowano do przeliczeń jeden rodzaj kursu.

Pytanie zasadnicze: czy można owo dodatkowe źródło przychodu dla banków zakwalifikować jako jedno z dopuszczalnych prawem ?

Na pewno nie są to odsetki, na pewno nie jest to prowizja od udzielonego kredytu. Jedyną więc potencjalną podstawą prawną w obciążeniu tą daniną kredytobiorców byłby art. 110 ustawy Prawo bankowe i przewidziana tam możliwość nakładania przez banki na swoich klientów dodatkowych opłat i prowizji. Byłby, gdyby bank zadośćuczynił dwóm wymogom:

1) wskazał w zawieranej z nami umowie czynność, z tytułu której nakłada na nas te dodatkowe świadczenia;

„Art. 110 Pr.b.: Bank może pobierać przewidziane w umowie prowizje i opłaty z tytułu wykonywanych czynności bankowych oraz opłaty za wykonywanie innych czynności (…)”

2) określił wysokość tych dodatkowych świadczeń:

„Art. 111 ust. 1 Pr.b.:  Bank obowiązany jest ogłaszać w miejscu wykonywania czynności, w sposób ogólnie dostępny:

2)    stosowane stawki prowizji i wysokość pobieranych opłat”

Żadnego z tych dwóch wymogów banki nie spełniły. Zawierając umowy nie wiedzieliśmy z jakich przyczyn zafundowano nam ten swoisty mechanizm kantorowy, mimo że nie umawialiśmy się na wymianę waluty obcej. Z oczywistych względów banki nie były również w stanie określić wysokości owych dodatkowych świadczeń.

„Ospreadowanie” naszych świadczeń oczywiście mogłoby być rozpatrywane również w kategorii niedozwolonych postanowień umownych. Co zresztą coraz częściej można przeczytać w uzasadnieniach wyroków. Tylko, że jest pewna naczelna i powszechnie przyjęta zasada: za niedozwolone postanowienia uznaje się postanowienia zgodne z prawem. Postanowienia sprzeczne z prawem są prostu nieważne. A postanowienia nieważne nie mogą być sprzeczne z dobrymi obyczajami, a już na pewno rażąco naruszać interesy konsumenta.

P.S.

Po ponad 2 latach, od kiedy podnoszę ten zarzut, wreszcie, zamiast tradycyjnej ignorancji, wyczytałem w uzasadnieniu wyroku Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa z 10.08.2020r. XVI C 3339/17 wydanego w sprawie p-ko PKO BP (Własny Kąt), że „Sąd podzielił również argumentację powoda w zakresie naruszenia art. 110 Pb. Pozwany w chwili zawarcia umowy narzucił na powoda obowiązek ponoszenia nieuzasadnionych kosztów kredytu pomimo, że nie wiązały się one z żadnym świadczeniem ze strony pozwanego. Z treści art. 110 Pb wynika, że Bank może pobierać opłaty od klientów z tytułu wykonywania czynności bankowych. Dokonywanie waloryzacji w umowie kredytu nie może być uznane za świadczenie na rzecz powoda. W związku z tym Sąd przyjął, że pozwany nie świadczył żadnych czynności na rzecz powoda, jednocześnie przyznając sobie prawo do pobierania od powoda dodatkowych opłat, które nie mieszczą się w zakresie art. 110 Pb.”

34.Prawomocnie stwierdzona nieważność umowy o kredyt indeksowany kursem CHF ze względu na sprzeczność z bezwzględnie obowiązującymi przepisami.

Wyrokiem z dnia 19.11.2020r. sygn. I ACa 1040/19 Sąd Apelacyjny w Łodzi stwierdził nieważność umowy kredytu indeksowanego kursem CHF zawartej z Millennium Bank S.A.  Wyroków prawomocnych stwierdzających nieważność takich umów zapadło już wiele. Ten jednak zasługuje na szczególną uwagę. Jest to bowiem jeden z pierwszych wyroków prawomocnych (o ile nie pierwszy), w którym stwierdzono nieważność umowy nie ze względu na niedozwolony charakter klauzul kursowych czy indeksacyjnych, ale ze względu na sprzeczność z art. 69 ust. 1 ustawy Prawo bankowe i zasadą nominalizmu. Takie zaś podejście do tematu oznaczałoby, że korzystne rozstrzygnięcia dla kredytobiorców nie odnosiłyby się tylko do konsumentów, ale również przedsiębiorców. Wyrok ten zasługuje również na uwagę również z innych względów, o czym poniżej.

Sprawa dotyczyła typowej umowy o kredyt indeksowany kursem CHF z typowym dla tych umów mechanizmem indeksacji. W umowie określono kwotę kredytu w PLN. W dniu wypłaty saldo zadłużenia miało zostać przeliczone na sumę CHF po kursie kupna banku z dnia wypłaty. Tak ustalone saldo kredytu w CHF miało służyć do wyliczania rat w CHF, które miały być przeliczane na PLN po kursie sprzedaży obowiązującym w banku w dniu płatności. Gdyby zaś kredytobiorca chciał przedwcześnie spłacić kredyt owe saldo CHF miało służyć również do wyliczenia salda zadłużenia w PLN. Znowu przy zastosowaniu kursu sprzedaży CHF/PLN  z dnia spłaty.

Zazwyczaj sądy oceniając taką konstrukcję dostrzegają jedynie abuzywność klauzul przeliczeniowych ze względu na prawo banku do ustalania wysokości świadczeń w sposób arbitralny, rzadziej ze względu na nieuzasadnione zastosowanie dwóch rodzajów kursów bądź nieuświadomienie o ryzyku. Niewielka część sądów uznaje takie rozwiązanie za sprzeczne z naturą stosunku zobowiązaniowego. Sąd Apelacyjny w Łodzi miał jednak odwagę zwrócić uwagę na inne dużo bardziej istotne uchybienia prawne wynikające z powyższej konstrukcji mechanizmu indeksacji. A mianowicie, że:

  • przedmiotowa umowa ze względu na zastosowanie w umowie dwóch rodzajów kursów (kupna i sprzedaży) wykreowała już z chwilą wykorzystania kredytu zobowiązanie do zwrotu przez kredytobiorcę wyższej kwoty niż kwota wykorzystanego kredytu, co czyni umowę sprzeczną z art. 69 ust. 1 ustawy Prawo bankowe zgodnie z którym kredytobiorca przez umowę kredytu winien być zobowiązany do zwrotu kwoty wykorzystanego kredytu;

„W tym zaś aspekcie za zasadne należało uznać stanowisko strony pozwanej, iż wbrew ocenie przedstawionej przez Sąd Okręgowy, umowę łączącą strony należało uznać za nieważną z uwagi na fakt, że kredytobiorcy zostali zobowiązani na mocy jej postanowień do zapłaty kwoty wyższej niż kwota wykorzystanego kredytu już z chwilą jego udzielenia. Zgodnie bowiem z art. 69 ust. 1 ustawy Prawo bankowe przez umowę kredytu kredytobiorca winien być zobowiązany do zwrotu kwoty wykorzystanego kredytu oraz kosztów udzielenia kredytu, na które składają się takie elementy jak np. marża banku, odsetki czy opłaty. Umowa winna zaś określać kwotę środków pieniężnych, które Bank wypłacił kredytobiorcy, w związku z celem kredytu, wskutek skorzystania z uprzednio oddanej do jego dyspozycji puli środków pieniężnych. Ustawodawca nie przewidział żadnych wyjątków od powyższej treści zobowiązania. Jedyne wyjątki jakie ustawodawca dopuścił odnoszą się co najwyżej do sposobu ustalania wysokości przedmiotu świadczenia pieniężnego, a nie przedmiotu zobowiązania. W przedmiotowej sprawie pozwani nie zostali zobowiązani do zwrotu kwoty wykorzystanego kredytu, czyli – mając na uwadze słuszną i oczywistą konstatację Sądu Okręgowego, że kredyt został udzielony i wypłacony w walucie polskiej – wypłaconych przez Bank środków pieniężnych opiewających na sumę 227535,00 zł. Zapisy Umowy wykreowały mechanizm skutkujący powstaniem zobowiązania do zwrotu kwoty innej (wyższej) niż kwota wykorzystanego kredytu już z chwilą udzielenia owej kwoty kredytu. Stosownie do treści art. 353 k.c., wierzyciel ma prawo żądać od dłużnika określonego świadczenia, a dłużnik winien to świadczenie spełnić. Warunkiem uznania, że dana umowa kredytu kreuje zobowiązanie do zwrotu kwoty wykorzystanego kredytu winno być ustalenie, że w myśl zapisów umowy, kredytobiorca będzie zobligowany do zwrotu kwoty środków pieniężnych, jakie podejmie z sumy środków pieniężnych oddanych uprzednio przez Bank do jego dyspozycji. Takie zobowiązanie powstaje z chwilą wykorzystania kredytu, a Bank uzyskuje prawo do żądania zwrotu tej kwoty. W przedmiotowej sprawie kredytobiorca, już w chwili wykorzystania kredytu został zobowiązany w myśl umowy łączącej strony do zwrotu kwoty innej niż kwota wykorzystanego kredytu. Jest to efekt zastosowania w Klauzuli Wyliczającej Sumę (…) kursu kupna (…), a w przypadku Klauzul Wyliczających Należności kursu sprzedaży (…), będącego z założenia kursem odmiennym (wyższym) od kursu kupna. Stosownie do Klauzuli Wyliczającej Sumę (…), z chwilą wykorzystania kredytu, kwota wykorzystanego kredytu miała zostać przeliczona na Sumę (…) w oparciu o ustalony przez Bank na dzień wypłaty kurs kupna (…). Stosownie zaś do Klauzul Wyliczających Należności tak ustalona Suma (…) miała służyć do ustalania wysokości rat kredytowych oraz, co szczególnie istotne, wysokości całego salda zadłużenia pozwanego w przypadku, gdyby pozwany musiał zwrócić kwotę wykorzystanego kredytu przedwcześnie. Wysokości owych świadczeń miały być przeliczane z (…) na PLN w oparciu o kurs sprzedaży (…) ustalany przez Bank. W przypadku rat miał to być kurs z dnia spłaty raty (Klauzula Wyliczająca Raty), w przypadku całego salda zadłużenia – kurs sprzedaży (…) z każdego dnia (Klauzule Wyliczające Saldo Zadłużenia). Ten drugi przypadek, a zwłaszcza klauzula stanowiąca, że w przypadku przedwczesnej spłaty kredytu. Pozwany będzie musiał uiścić kwotę pieniężną odpowiadającą iloczynowi S. (…) i kursowi sprzedaży (…) z dnia spłaty oznaczał, że już z chwilą wykorzystania kredytu Pozwany został obciążony obowiązkiem zapłaty kwoty wyższej niż kwota wykorzystanego kredytu. W realiach postanowień umownych łączących strony, w sytuacji, gdyby kredytobiorca zechciał spłacić kwotę kredytu w dniu jego wykorzystania, miałby obowiązek zapłaty kwoty wyższej od wartości sumy pieniężnej jaką otrzymał, a to z uwagi na konieczność ustalenia kwoty spłaty według kursu sprzedaży waluty, a nie kupna, która ze swej istoty jest wyższa. W takiej sytuacji w sposób ewidentny dochodzi do naruszenia powołanego przepisu art. 69 Pr. bankowego”.

  • zastosowany w umowie sposób indeksacji kredytu nie stanowi zastrzeżenia waloryzacyjnego przewidzianego w art. 358(1)§2 k.c. albowiem:
    • przedmiotem waloryzacji winno być świadczenie pieniężne, a nie samo zobowiązanie,
    • waloryzacja służy do utrzymywania siły nabywczej pieniądza w czasie, a nie do kreowania wysokości pierwotnego zadłużenia,
    • istota waloryzacji w myśl art. 358(1) k.c. winna polegać na ustaleniu w umowie początkowej wysokości świadczenia pieniężnego i dopiero tak ustalona wysokość mogłaby podlegać późniejszej waloryzacji (tymczasem w umowie skonstruowanej przez Millennium to nie umowa miała ustalać początkową wysokość świadczenia, ale bank i to dopiero w momencie wypłaty kredytu)

Ustalenie początkowego zadłużenia kredytobiorcy na sumę wyższą od kwoty wykorzystanego kredytu nie sposób również zakwalifikować jako zastrzeżenie waloryzacyjne w rozumieniu art. 3581 § 2 k.c. – jedyny dopuszczalny wyjątek od zasady nominalizmu w relacjach umownych, przy czym strona powodowa sama wyraźnie zaprzecza, aby w Umowie zastosowano jakąkolwiek waloryzację. Celem zastrzeżenia waloryzacyjnego jest utrzymanie siły nabywczej pieniądza w czasie. Jego zaś istotą jest kształtowanie w czasie wysokości świadczenia pieniężnego w oparciu o uzgodniony miernik wartości. Z tego względu nie sposób uznać za prawidłową sytuacji, w której od razu zadłużenie Pozwanego jest wyższe od sumy użyczonej mu kwoty pieniężnej. W takiej sytuacji w pełni należy zgodzić się z wyrokiem Sądu Najwyższego z dnia 20 października 1995 r. II CRN 136/95, w którym podniesiono, że świadczenie dłużnika nastąpiło niemal jednocześnie z powstaniem zobowiązania, jest oczywiste, że po powstaniu zobowiązania nie mogła nastąpić istotna zmiana siły nabywczej pieniądza, której wymaga art. 3581 § 3 k.c.”. W takiej sytuacji, gdyby hipotetycznie wzrost zadłużenia nastąpił nawet wskutek zastrzeżenia waloryzacyjnego spełniającego wymogi art. 3581 § 2 k.c., stosunek prawny wykreowany przez takie zastrzeżenie należałoby uznać za sprzeczny z naturą stosunku waloryzacji świadczeń pieniężnych i jako taki nieważny. Analiza przepisu art. 3581 k.c. uzasadnia taką konstrukcję, iż najpierw umowa powinna ustalić początkową wysokość świadczenia pieniężnego w złotych, a dopiero następnie wysokość tego pierwotnego świadczenia mogłaby ulegać zmianie w zależności od relacji wartość polskiej waluty do przyjętego w umowie miernika wartości. W świetle powyższego brak jest uzasadnienia prawnego, które legitymizowałby zastosowany w Umowie mechanizm, na mocy którego początkowe świadczenie pieniężne pozwanego w złotych miało być wyższe od kwoty wykorzystanego kredytu już z chwilą jego wykorzystania.

  • Zważywszy, że zastosowana w umowie konstrukcja indeksacji nie spełnia znamion zastrzeżenia waloryzacyjnego przewidzianego w art. 358(1)§2 k.c., będącego jedyną potencjalną podstawą prawną pozwalającą na uzależnienie w umowie wysokości świadczenia pieniężnego od kursu waluty obcej, umowę należy uznać również za sprzeczną z zasadą nominalizmu wyrażoną w art. 358(1)§1 k.c.

Takie postanowienia umowne nie mieszczą się w granicach swobody umów. W takiej sytuacji umowę łączącą strony, mającą charakter umowy indeksacyjnej do (…) uznać należało za nieważną jako skonstruowaną w sposób sprzeczny z powołanym art. 69 ust. 1 ustawy Pr. bankowe, a także art. 3581 § 1 k.c. Opisany powyżej mechanizm przeliczania wykorzystanej kwoty kredytu w PLN na Sumę (…) i z powrotem na sumę PLN przy zastosowaniu dwóch rodzajów kursów, sprawiał, że Umowa nie wykreowała zobowiązania kredytobiorcy do zwrotu kwoty wykorzystanego kredytu i nie ustaliła pierwotnego świadczenia odpowiadającego kwocie wykorzystanego kredytu. Jednocześnie wykreowała zobowiązanie do zwrotu kwoty innej (wyższej) niż kwota wykorzystanego kredytu. Inaczej by było, gdyby w Klauzulach Przeliczeniowych został zastosowany jeden rodzaj kursu. Wówczas pierwotne świadczenie odpowiadałoby kwocie wykorzystanego kredytu, a waloryzacja odnosiłaby się do wysokości spełnianego świadczenia.

Abstrahując od powyższych konstatacji, które uważam za najistotniejsze w tym orzeczeniu, zwracam uwagę na fragment poświęcony nieuczciwości banków przy w ogóle wprowadzaniu takich ryzykownych produktów, przy pełnej świadomości banków co do owych ryzyk, przerzucanych w całości na nieświadomych kredytobiorców.

„W latach 2001 – 2009 banki udzielały kredyty powiązane z walutą franka szwajcarskiego, zaś apogeum akcji kredytowej przypadało na lata 2007 – 2008, kiedy to tego typu kredyty były dominującą formą finansowania zakupu nieruchomości przez osoby fizyczne. Jak powszechnie już wiadomo, mimo powiązania kredytów z obcą walutą, czy w niektórych przypadkach nawet wyrażenia wprost w umowie kwoty kredytu w obcej walucie, kredytobiorcy (poza przypadkami wynikającymi z konkretnych umów będących wynikiem indywidualnych negocjacji i ustaleń stron umów) nigdy nie otrzymywali waluty franka szwajcarskiego, zaś wypłata i spłata kredytu następowała w złotych. Mechanizm rozliczania tego typu kredytów od samego początku zakładał nierównowagę pomiędzy bankiem i kredytobiorcą. Z uwagi na stosowanie przez bank dwóch rodzajów kursu, to jest kursu kupna przy wypłacie kredytu lub transzy oraz kursu sprzedaży przy spłacie rat kredytu, nawet w przypadku braku zmiany kursu walutowego na przestrzeni całego okresu kredytowania, kredytobiorca i tak zwróciłby bankowi więcej, niż rzeczywiście otrzymał w złotych. Ponadto, banki przygotowując ofertę kredytową bardzo często stosowały wyższą marżę odsetkową dla kredytów frankowych, niż w przypadku kredytów nie powiązanych z tą walutą. Banki zarabiały na samym wolumenie udzielanych kredytów, które z uwagi na inne liczenie zdolności kredytowej były udzielone w wyższej kwocie, niż gdyby bank udzielał kredytu zwykłego. Dodatkowo banki nierzadko zyskiwały na różnego rodzaju ubezpieczeniach, w tym na przykład kredytując nieruchomość na 100% jej wartości albo i nawet więcej, pobierając z tego tytułu ubezpieczenie niskiego wkładu własnego, które zabezpieczały wyłącznie ich ryzyko, a nie kredytobiorcę. Już w latach 2002 – 2005 Generalny Inspektor Nadzoru Bankowego i banki wymieniały ze sobą bogatą korespondencję, z której jednoznacznie wynikało, że duża część banków traktowała przedmiotowe kredyty jako bardzo ryzykowny produkt, nieadekwatny do poziomu wiedzy kredytobiorców. Z części pism wynika wręcz, że niektóre banki były za zakazaniem udzielania tego typu kredytów. Powszechnie wiadomym jest także, że Bank (…) S.A jako jedyny w Polsce nie udzielał tego typu kredytów, chodź później przejął portfele kredytowe Banku (…), w których były również kredyty powiązane z frankiem szwajcarskim. W tym miejscu należy zwrócić uwagę na fakt, iż kwestia rozliczenia i ryzyka udzielania kredytów w obcej walucie nie pojawiła się w okresie wyżej wskazanym, lecz kredyty tego rodzaju powiązane z walutą franka szwajcarskiego były oferowane we W. na przełomie lat 80 i 90 ubiegłego wieku. Podobna sytuacja miała miejsce w Australii na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, przy czym w każdym z powołanych przypadków oferowane przez banki produkty walutowe doprowadziły do wystąpienia sytuacji, z jaką mamy do czynienia w chwili obecnej w naszym kraju. W każdym ze wskazanych wypadków udzielano kredytów powiązanych z obcą walutą na szeroką skalę. Na samym początku akcji kredytowej z reguły kurs waluty krajowej się umacniał, natomiast niedługo później, wraz z pojawiającymi się zawirowaniami na rynkach finansowych, kurs waluty krajowej bardzo mocno się osłabiał w stosunku do waluty, z którą powiązane były udzielone kredyty. Specjaliści z zakresu finansów i ekonomii bardzo często wskazują również na duży dysparytet stóp procentowych pomiędzy dwoma krajami, który w konsekwencji prowadzi do migracji kapitału z jednego kraju, w którym pożycza się kapitał tanio (w tym przypadku Szwajcaria), do drugiego kraju, w którym oprocentowanie chociażby na lokatach bankowych jest po prostu wyższe (tak było w Polsce) i finalnie zaburza kursy walutowe między tymi krajami. Kryzys finansowy, który w Polsce objawił się w roku 2008, a w Stanach Zjednoczonych był zauważalny już od roku 2005, jedynie przyśpieszył i spotęgował wzrost kursu, który i tak by rósł wraz ze spłatą kredytów. W przestrzeni publicznej coraz częściej można spotkać się zarówno z opiniami jak i opracowaniami naukowymi, z których wynika, że banki nie ponosiły w ogóle ryzyka kursowego, przerzucając to ryzyko wyłącznie na kredytobiorców. Banki nie informując o tym klientów często korzystały z instrumentów finansowych, które pozwalały im zabezpieczać swoje ryzyko kursowe. Jako taki instrument podaje się między innymi swap procentowo walutowy ( (…)), który był transakcją pomiędzy bankiem udzielającym kredytu, a instytucją finansową mającą siedzibę poza granicami Polski. Opinie biegłych wydawane w sprawach tak zwanych frankowiczów dowodzą, że dzięki takim zabezpieczeniom banki nie tylko pozbywały się ryzyka kursowego ze swojej strony, ale dodatkowo jeszcze zarabiały na różnicach kursowych przy zamykaniu pozycji. Dla banków ten produkt finansowy był idealny, bo zapewniał dużo większe zyski, niż kredyty nie powiązane z obcą walutą.”

Nie będę ukrywał, że odczuwam bardzo dużą osobistą satysfakcję, że wreszcie znalazł się sąd, który po pierwsze uważnie przestudiował przedstawioną przeze mnie argumentację, a po drugie miał odwagę zastosować obowiązujące prawo przy ocenie zgodności umowy z prawem. Choć do pełni szczęścia zabrakło stwierdzenia, że waloryzacja świadczenia kredytobiorcy z tytułu obowiązku zwrotu wykorzystanego kredytu jest po prostu zakazana, ale, jak to w życiu, nie można mieć wszystkiego na raz.

Korzystając z okazji chciałbym zaapelować do pełnomocników kredytobiorców, ale przede wszystkim do sędziów: nie ograniczajmy się do powierzchownych argumentów, czyli wyłącznie abuzywności postanowień kształtujących uzależnienie kredytów i pożyczek od kursu waluty obcej. Miejmy odwagę, jak to uczynił Sąd Apelacyjny w Łodzi, stosować nasze polskie przepisy prawa bankowego i kodeksu cywilnego, a nie koncentrować się wyłącznie na (skądinąd bardzo potrzebnym) orzecznictwie TSUE dotyczącym wykładni przepisów przepisów chroniących prawa konsumenta.

33. Przełomowy korzystny wyrok Sądu Najwyższego w sprawie kredytu denominowanego w walucie CHF. Z jednym „ale”.

W dniu dzisiejszym został opublikowany wyrok Sądu Najwyższego z dnia 29.10.2019r. w sprawie IV CSK 309/18  dotyczącej umowy z dawnym Bankiem BPH S.A.  Wyrokiem tym uchylono wyrok Sądu Apelacyjnego w Białymstoku z 17.01.2018r. I ACa 674/17. Był to pierwszy w Polsce wyrok, w którym stwierdzono nieważność umowy o tzw. kredyt denominowany, czyli kredyt określony w umowie jako suma franków szwajcarskich, ale wypłacany w złotych (patrz: wpis nr 27). Jednocześnie był to pierwszy w Polsce wyrok sądu odwoławczego, w którym stwierdzono nieważność  kredytu powiązanego z walutą szwajcarską.  Sąd białostocki uznał, że ze względu na brak zastrzeżenia dla kredytobiorcy prawa do wypłaty kredytu w walucie CHF i wskazanie waluty polskiej jako jedynej waluty płatności, kredyt należy uznać za złotowy. Jednocześnie ze względu na nieokreślenie w umowie kwoty złotówek, umowę należało uznać za nieważną jako sprzeczną z prawem bankowym. Sąd Najwyższy, przełamując dotychczasowe własne orzecznictwo, przyznał złotowy charakter kredytu. Jednocześnie uznał umowę za ważną, z tym że orzekł, że ze względu na niedozwolony charakter klauzul uzależniających należności kredytobiorcy od kursu CHF, należy ją traktować jako umowę pozbawioną mechanizmu waloryzacji kursem CHF przy pozostawieniu dotychczasowych zasad oprocentowania. Ocena dokonana przez Sąd Najwyższy niewątpliwie jest bardzo korzystna dla tzw. frankowiczów. Z prawnego punktu widzenia pewne stwierdzenia  i zaniechania zasługują jednak na krytykę.

Pozytywne aspekty wyroku.

Uznanie złotowego charakteru kredytu.

W dotychczasowym orzecznictwie Sąd Najwyższy odnosił się w sposób bardzo lakoniczny do problematyki umów o kredyty denominowane w walucie CHF. Niemniej odniósł się kilka razy i były to stanowiska korzystne dla banków (patrz: wpis nr 29). Sąd traktował takie umowy jako ważne umowy o  kredyty udzielane w walucie CHF i nie widział żadnego problemu w tym, że wypłata kredytu mogła być dokonana wyłącznie w złotych. Miałoby to być dopuszczalne, w świetle zasady umów, uregulowanie sposobu wykonania zobowiązania banku do oddania kwoty środków pieniężnych do dyspozycji kredytobiorcy. Pomimo lakoniczności tych stanowisk, znaczna część sądów powszechnych nie miała oporów, aby je powielać w swoich uzasadnieniach. W rezultacie wiele spraw sądowych kończyło się wyrokiem korzystnym dla banku. Choć należy odnotować coraz liczniejsze wyroki, w których sądy przeciwstawiły się takiemu poglądowi uznając kredyty denominowane za złotowe, a same umowy za nieważne jako sprzeczne z prawem ze względu na nieokreślenie kwoty kredytu.

W omawianym wyroku Sąd Najwyższy odciął się od dotychczasowego własnego orzecznictwa przyznając, że kredyt denominowany ma charakter złotowy. Sąd Najwyższy oceniając umowę stwierdził, że poza samym zapisem, że kredyt jest udzielany w walucie CHF, nie ma żadnych innych śladów walutowego charakteru kredytu. W szczególności nie ma podstaw do uznania, aby bank miał oddać do dyspozycji środki w tej walucie. Przyznał, że całokształt okoliczności związanych zarówno z zawarciem, jak i realizacją umowy jednoznacznie wskazuje na złotowy charakter kredytu. Samo powiązanie zaś kredytu z walutą CHF uznał za zastrzeżenie waloryzacyjne,  czyli uzależnienie wysokości złotowych świadczeń kredytobiorcy od kursu CHF.

 „W analizowanej umowie zwraca uwagę to, że poza jednorazowym wskazaniem w niej franków szwajcarskich mających być walutą kredytu, więcej się o nich nie wspomina. Całe postępowanie związane z zawarciem oraz zrealizowaniem umowy ze strony kredytodawcy oraz świadczenie zapłaty kredytobiorcy stanowiące zwrot kredytu w ciągu lat obowiązywania umowy miało nastąpić w złotych. Umowa, jak podniósł Sąd w ogóle nie przewidywała możliwości oddania do dyspozycji kredytobiorcy kwoty kredytu wskazanej w umowie we frankach szwajcarskich ani też możliwości zwrotu kredytu w tej walucie. To sprawia, że podzielając pogląd znajdujący się w zaskarżonym wyroku należy uznać, iż umowa kredytu hipotecznego zawarta między stronami była umową opiewającą na walutę polską z zamieszczoną w niej klauzulą waloryzacyjną. Sformułowanie umowy w taki sposób, że w pierwszym jej merytorycznym postanowieniu (§ 2 umowy) Bank kredytujący umieścił kwotę kredytu w CHF, wobec całej pozostałej treści umowy i jej załączników jest tylko niezasługującym na ochronę kamuflażem rzeczywistych intencji tego Banku.”

Uznanie klauzul przeliczeniowych za postanowienia  niedozwolone m. in. ze względu na nieuświadomienie kredytobiorcy o ryzyku kursowym i konsekwencjach ekonomicznych.

Podtrzymując ugruntowany pogląd w orzecznictwie, Sąd Najwyższy potwierdził niedozwolony charakter klauzul przeliczeniowych ze względu na arbitralne prawo kredytodawcy do ustalaniu kursów CHF/PLN. Co jednak należy podkreślić, Sąd Najwyższy na tym nie poprzestał. Przyczyna abuzywności postanowień uzależniających należności kredytowe od kursu CHF zdaniem Sądu tkwi również w nieuświadomieniu kredytobiorcy o ryzykach kursowych i konsekwencjach ekonomicznych  mechanizmu uzależnienia wypłacanej kwoty kredytu i należności kredytowych od kursów CHF/PLN. Tym samym Sąd Najwyższy dostrzegł liczne orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości UE, które zwracały uwagę, że przyczyną nieuczciwości umów o kredyty powiązane z walutą CHF jest przede wszystkim przerzucenie ryzyka kursowego na kredytobiorcę, nieświadomego tego ryzyka i wynikającego z niego konsekwencji ekonomicznych, a nie tylko sam sposób kształtowania tego ryzyka (patrz: wpisy nr  10 i 16) . Taki pogląd ułatwia sytuację procesową tych kredytobiorców, którzy uzyskali w umowie już od początku prawo do spłaty kredytu w walucie CHF. Wszak element ryzyka przez tę możliwość nie został wyeliminowany. Na Sądzie Najwyższym jednocześnie nie zrobiło wrażenia zawarte w umowie oświadczenie kredytobiorcy, że jest mu znane oraz zostało wyjaśnione ryzyko zmiany kursu waluty i jest świadomy ponoszenia przez siebie tego ryzyka. Sąd, w domyśle odwołując się do zasad doświadczenia życiowego, stwierdził że gdyby rzeczywiście zostało należycie wyjaśnione znaczenie zmiany kursu waluty i ponoszonego ryzyka, to racjonalny kredytobiorca nie decydowałby się na kredyt powiązany z kursem waluty obcej w sposób wadliwy w perspektywie jego spłacania przez kilkadziesiąt lat, chyba żeby z okoliczności sprawy wyraźnie wynikało co innego”.

Potwierdzenie braku możliwości uzupełnienia luk po postanowieniach niedozwolonych.

Sąd Najwyższy potwierdził, że nie można uzupełniać luk po klauzulach niedozwolonych, chyba że sam konsument by na to zgodził się. Sąd zwrócił uwagę, że uznanie klauzul za niewiążące ma stanowić sankcję dla nieuczciwych przedsiębiorców. Niby to „oczywista oczywistość” w świetle orzecznictwa TSUE. Warto jednak odnotować, że do wyroku z 03.10.2019r. C-260/18 znacząca część sądów (z niektórymi składami SN włącznie) usilnie próbowała, ignorując i polskie przepisy, i prawodawstwo unijne, uzupełniać luki po klauzulach przeliczeniowych kursem średnim NBP, co oznaczałoby kontynuację umów z mechanizmem obciążającym wyłącznie kredytobiorców ryzykiem kursowym.

Wymierne korzyści ekonomiczne dla kredytobiorców.

Sąd wskazał, że na skutek niedozwolonego charakteru klauzul przeliczeniowych, umowę należy uznać za pozbawioną od  początku mechanizmu uzależnienia należności kredytobiorcy od kursu CHF. Jednocześnie kredyt nadal ma  być oprocentowany przy zastosowaniu stopy LIBOR dla CHF.

Takie rozwiązanie jest zdecydowanie korzystne dla kredytobiorców. Często oznaczać to będzie nawet kilkukrotną redukcję obecnego zadłużenia oraz zmniejszenie raty o ponad połowę. Nadto bank będzie musiał zwrócić dokonane nadpłaty na ratach idące w dziesiątki, a niekiedy w setki tysięcy złotych (o ile kredytobiorca nie zdecyduje się zaliczyć ich na poczet pozostałej do zwrotu kwoty kredytu). Dodatkową korzyścią dla, zapewne większości kredytobiorców, będzie brak konieczności zwrotu niemałej kwoty w trybie niezwłocznym. A tak by było w przypadku stwierdzenia nieważności umowy. „Odfrankowienie” kredytu również w sposób definitywny zamyka bankom drogę do podnoszenia roszczeń typu „wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału”. Choć, co trzeba wyraźnie podkreślić, byłyby to roszczenia całkowicie bezpodstawne (w mojej ocenie banki podnoszą je wyłącznie w celu zastraszenia swoich klientów i zniechęcenia do składania pozwów).

Na marginesie, jeżeli ktoś chciałby dowiedzieć się ile może zyskać na opcji „odfrankowienia”, a ile  na opcji nieważności umowy, zachęcam do skorzystania z kalkulatora wyliczającego orientacyjnie owe korzyści. Kalkulator  jest opublikowany na stronie http://nabank.info/wp-content/uploads/2019/11/kalkulator-CHF-raty-równe.xlsx (dla kredytobiorców spłacających kredyty w ratach równych) i na stronie http://nabank.info/wp-content/uploads/2019/11/kalkulator-CHF-raty-malejące.xlsx (dla kredytobiorców spłacających kredyty w ratach malejących).

Negatywne aspekty wyroku.

Uznanie, że kwota kredytu może być określona na etapie realizacji umowy.

Sąd Najwyższy uznał, że umowy kredytu nie można uznać za nieważną ze względu na jej sprzeczność z art. 69 ust. 1 i ust. 2 pkt 2 ustawy Prawo bankowe, tj. ze względu na nieokreślenie kwoty kredytu albowiem „(…) kwotę kredytu w złotych można określić. Jest nią kwota pieniędzy, jaka została oddana w złotych do dyspozycji pozwanego w celu uiszczenia należności osobie trzeciej”. Nawet jakby mieć najjaśniej płonącą świecę, próżno by znaleźć podstawę prawną do takiej konkluzji. Art. 69 ust. 1 ustawy Prawo bankowe wyraźnie stanowi: to przez umowę kredytu bank ma zobowiązać się oddać do dyspozycji kredytobiorcy kwotę środków pieniężnych. Z kolei w art. 69 ust. 2 pkt 2 ustawodawca postawił wyraźny wymóg: to umowa ma określać kwotę kredytu. Przepisy te są więc jednoznaczne: aby umowa kredytu spełniała wymogi postawione w bezwzględnie obowiązujących przepisach prawa bankowe, to umowa ta musi wskazywać jaką kwotę środków pieniężnych bank udostępni kredytobiorcy. W tym przypadku tak nie było. Co więcej, brak mocy wiążącej klauzuli wyliczającej wypłacaną kwotę środków pieniężnych oznaczał, że umowa nawet nie określała sposobu pozwalającego wyliczyć tę kwotę wypłacanych środków.

Brak wykładni art. 69 ust. 1 ustawy Prawo bankowe.

Mimo, że Sąd Najwyższy słusznie uznał, że nie można w kontekście umowy twierdzić o jej walutowym (frankowym) charakterze, w uzasadnieniu wyroku zabrakło wykładni art. 69 ust. 1 Prawa bankowego definiującego konstrukcję umowy kredytu. A zwłaszcza zobowiązania banku do oddania do dyspozycji kredytobiorcy kwoty środków pieniężnych na czas oznaczony. Wykładnia ta jest niezbędna, aby ukrócić chaos w orzecznictwie sądowym dotyczącym kredytów powiązanych  z walutą CHF. Trudno orzekać zgodnie z prawem, jeżeli nie podjęło się rzetelnej próby zgłębienie istoty umowy kredytu oraz treści praw i obowiązków na nią składających się. Mimo, że umowa kredytu jest jedną z najpopularniejszych i najważniejszych czynności prawnych w obrocie gospodarczym, nie doczekała się dotychczas ANI JEDNEJ wykładni w historii orzecznictwa sądowego. Co się „jednak odwlecze, to nie uciecze”. W złożonej przeze mnie i już przyjętej do rozpoznania skardze kasacyjnej dotyczącej tym razem niekorzystnego wyroku sądu dotyczącego, nomen omen, takiej samej umowy jak ta, która była przedmiotem oceny w omawianym wyroku, potrzeba wykładni art. 69 ust. 1 ustawy Prawo bankowe została postawiona na pierwszym miejscu.

Wnioski końcowe.

Wyrok Sądu Najwyższego  jest orzeczeniem zwycięskim dla środowiska „frankowiczów” i w ogóle konsumentów. Po wygranych w sprawach o kredyty indeksowane, odnieśliśmy przełomowy sukces w sprawach o kredyty denominowane.  Przede wszystkim ze względu na przyznanie złotowego charakteru kredytu, stwierdzenie braku podstaw do uzależnienia należności od kursu CHF, a także zwrócenie uwagi na kwestię braku uświadomienia konsumenta o ryzyku kursowym jako samoistnej przesłanki uznania postanowienia przerzucającego to ryzyko za niedozwolone. Łyżką dziegdziu w tej beczce miodu jest całkowicie nieuzasadnione stwierdzenie, że dla spełnienia wymogu określenia w umowie kwoty kredytu wystarczy możliwość ustalenia kwoty wypłaconych przez bank środków pieniężnych w  momencie ich wypłaty.

Polska wychodzi z epoki republiki bananowej. Prawo zaczyna być stosowane wobec wielkich korporacji finansowych. Tej wojny już nie przegramy.

32. Wyrok TSUE a sprawa kredytów denominowanych.

W dniu dzisiejszym, 3 października A.D. 2019 roku, Trybunał Sprawiedliwości UE wydał wyrok o przełomowym znaczeniu dla posiadaczy tzw. kredytów we frankach. TSUE, na kanwie sprawy o tzw. kredyt indeksowany (d. Polbank), potwierdził oczekiwane stanowisko, że nie można uzupełniać nieuczciwych (niedozwolonych) postanowień umownych innymi rozwiązaniami, o ile nie zgodziłby się na to sam konsument. W praktyce wyrok ten znacząco ułatwi wygrywanie spraw z bankami w sprawach dotyczących umów o kredyty indeksowane.  Co to oznacza, napisałem we wcześniejszym poście. Mimo jednak, że wyrok TSUE dotyczył akurat kredytu indeksowanego, stanowisko tam zawarte odnosi się do wszystkich umów, w tym do umów o kredyty denominowane. Jego wpływ na te umowy, ze względu na nieco inną ich konstrukcję prawną, będzie nieco inny. Szczegóły poniżej.

 

W sensie ekonomicznym kredyty indeksowane (zwane również waloryzowanymi) i denominowane były tym samym. Kredytobiorca otrzymał złotówki i miał zwracać co do zasady złotówki z tym że nie w kwocie otrzymanej od banku, ale uzależnionej od ustalanego przez bank kursu CHF. Produkty te zostały jednak inaczej „opakowane” prawnie. O ile w przypadku kredytów indeksowanych bank – akurat uczciwie – wskazał w umowie, że jest to kredyt w kwocie PLN, o tyle w przypadku kredytów denominowanych uczciwości zabrakło i w tej kwestii. Bank w tych umowach określił bowiem, że kredyt jest udzielany w walucie CHF (dlaczego to nie jest prawdą tłumaczyłem już  w poście nr 13 i 29). Jednocześnie zapisując, że wypłaci wyłącznie złotówki w wysokości wyznaczanej przez ustalany przez bank kurs kupna obowiązujący w dniu wypłaty tychże złotówek.   I właśnie ze względu na to odmienne „opakowanie prawne” przypadek kredytów denominowanych w kontekście argumentu nieuczciwości (abuzywności) postanowień umownych przedstawia się nieco inaczej. W mojej ocenie scenariusze są trzy (acz nie wykluczam innych).

Scenariusz 1: nieważność umowy, ewentualnie uznanie jej za niezawartą – przy opcji zakładającej, że bank nie zobowiązał się do udzielenia kredytu w walucie CHF

Scenariusz, w którym umowa o kredyt denominowany zostaje uznana za nieważną jest prawdopodobny wyłącznie w sytuacji, gdyby sąd uznał, że kredyt denominowany nie jest kredytem udzielonym w walucie CHF, a kredytem w złotówkach. Przy takim scenariuszu co prawda w mojej ocenie umowa winna być uznana za nieważną ze względu na nieokreślenie w umowie kwoty złotych a tym samym jej sprzeczność z prawem bankowym (w tym kontekście zachęcam do lektur wpisów nr 13 i 29). Niemniej wyeliminowanie z umowy klauzuli przeliczeniowej, na mocy której wypłacana kwota kredytu miała być ustalona w oparciu o kurs kupna ustalany przez bank  znany w dniu wypłaty, dodatkowo wzmacniałby ten zarzut. Brak takiej klauzuli oznaczałoby bowiem, że umowa nie tylko nie określa kwoty kredytu, ale  nawet nie przewiduje możliwości ustalenia wypłacanej kwoty kredytu.  Brak w umowie nawet warunków określających sposób wyliczenia wypłacanej kwoty kredytu oznaczałby nie tylko jej sprzeczność z art. 69 ust. 1 i ust. 2 pkt 2 ustawy Prawo bankowe, stawiających wymóg zobowiązania się banku poprzez umowę do oddania do dyspozycji kredytobiorcy kwoty środków pieniężnych i określenia kwoty kredytu (o czym pisałem w poście nr 13). Oznaczałoby to przede wszystkim, że strony nie uzgodniły najważniejszego elementu umowy kredytu, tj. kwoty środków pieniężnych które bank miałby wypłacić kredytobiorcy. To zaś, zgodnie z dominującą wykładnią prawa, oznaczałoby , że strony nie zawarły skutecznie umowy. Te bowiem, jako warunek zawarcia umowy, wymagają uzgodnienia wszystkich jej istotnych postanowień.

Scenariusz 2: uznanie umowy za niewykonaną – wariant możliwy do zastosowania w przypadku uznania kredytu denominowanego za kredyt udzielony w walucie CHF

Jak wspomniałem powyżej, uznanie za abuzywną klauzuli przeliczeniowej stanowiącej, że wypłacana suma środków pieniężnych w złotych ma być wyliczona po kursie kupna ustalanym przez bank,  oznaczałoby, że umowa kredytu nie zawierałaby nawet sposobu ustalenia wypłacanej kwoty w złotych. Taka sytuacja po prawniczemu nazywa się nieokreślonością świadczenia i skutkuje uznaniem, że nie doszło do wykreowania zobowiązania w danym zakresie. W tym zaś przypadku nie doszłoby do wykreowania zobowiązania do wypłaty przez bank środków pieniężnych w złotych. To zaś oznaczałoby, że ostatecznie wypłacone złotówki nie zostały wypłacone w ramach wykonania umowy, ale jako świadczenie nienależne. To z kolei oznaczałoby, że umowa kredytu, do dnia dzisiejszego nie została wykonana. Taka bowiem sytuacja oznaczałaby, że bank w ramach realizacji umowy nie wypłacił ani złotówek, ani franków.

Scenariusz 3:  uznanie umowy za niezawartą – wariant możliwy do zastosowania w przypadku uznania kredytu denominowanego za kredyt udzielony w walucie PLN albo CHF

Ten scenariusz, w przeciwieństwie do dwóch poprzedzających, nie opiera się na zarzucie nieuczciwości samych klauzul przeliczeniowych, czyli prawie banku do arbitralnego ustalania  kursów. W tym przypadku chodzi nie o sposób kształtowania ryzyka kursowego, ale o samo przerzucenie na kredytobiorcę owego ryzyka.

Z orzecznictwa TSUE (a także i naszego rodzimego) wynika , że w przypadku kredytów powiązanych z walutą obcą można i należy uznać postanowienia przerzucające owo ryzyko kursowe na kredytobiorcę za niedozwolone w sytuacji gdyby kredytobiorca nie został przed zawarciem umowy należycie uświadomiony o tym ryzyku. TSUE wskazał, że bank powinien przedstawić wszystkie istotne okoliczności, które uświadamiałyby klientowi potencjalne negatywne konsekwencje ekonomiczne skorzystania z oferowanego kredytu, a także powinien przedstawić symulacje obrazujące jak znaczący wzrost kursu waluty obcej i oprocentowania wpłynąłby na wzrost zadłużenia, rat i kosztów spłaty kredytu (tak Trybunał orzekł m. in. w wyroku z dnia 30 kwietnia 2014 r. C-26/13, z 20 września 2017 r. w sprawie C‑186/16, z dnia 20 września 2018 r. w sprawie C‑51/17 i postanowieniu z dnia 20 lutego 2018r. w sprawie C-126/17). TSUE wręcz wprost stwierdził, że w jego ocenie umowy o takie kredyty a nawet kredyty  po prostu udzielone we frankach, winny upaść w  przypadku gdyby do ich zawarcia doszło przy braku rzeczywistego uświadomienia kredytobiorcy o ryzyku kursowym.

(W kontekście nieuświadomienia konsumenta o ryzyku kursowym jako podstawie do stwierdzenia nieuczciwości postanowień umownych pisałem już dawno, dawno temu – konkretnie w postach nr 8, 10 i 11 z 2015r.)

Z posiadanej przez nas wiedzy, w szczególności wiedzy o uwarunkowaniach makroekonomicznych istniejących okresie oferowania kredytów „we frankach” (zwłaszcza w latach 2007 – 2008), wynika, że bank nie przedstawiał ani symulacji obrazujących skutki znacznego wzrostu kursu CHF, ani znanych wówczas informacji, wskazujących  na bardzo duże prawdopodobieństwo istotnego wzmocnienia się kursu CHF. Wręcz przeciwnie, przedstawiciele banków zapewniali o stabilności waluty szwajcarskiej, a jeżeli przedstawiali symulacje obrazujące wzrost należności kredytowych, to wyłącznie w stopniu znikomym.

W przypadku umów o kredyty denominowane, przyjmując hipotetycznie, że owe kredyty były udzielone jednak w walucie CHF (mimo, że nie zostały oddane do dyspozycji kredytobiorców), postanowieniami przerzucającymi ryzyko kursowe na kredytobiorcę były postanowienia zobowiązujące do spłaty kredytu.  Brak mocy wiążącej tych postanowień oznaczałoby, że umowa nie wykreowała zobowiązania do spłaty kredytu. A skoro nie wykreowała takiego jednego z podstawowych elementów umowy kredytu, należałoby uznać, analogicznie jak w sytuacji opisanej w scenariuszu pierwszym, że nie doszło do uzgodnienia najistotniejszych elementów umowy kredytu. W rezultacie nie można mówić o jej skutecznym zawarciu, a samą umowę należałoby uznać za… nieistniejącą.

Każdy z powyższych scenariusze w sensie ekonomicznym oznaczałby to samo: z racji upadku umowy strony winny sobie zwrócić wszystkie dokonane płatności jako świadczenia nienależne. W rezultacie dotychczasowe zadłużenie w wielu przypadku uległoby wielokrotnej redukcji, a nierzadko role by się odwrócił i to niedoszły kredytobiorca stałby się wierzycielem banku.

P.S. Pomimo powyższych scenariuszy opartych na argumencie abuzywności, niezmiennie wierzę, że te umowy zostaną uznane za nieważne ze względu na ich sprzeczność z bezwzględnie obowiązującym prawem. I że normą staną się oceny, takie jakiej dokonały sądy m. in. w wyrokach, o których pisałem w postach nr 25 i 27.

31.Wyrok TSUE z 3 października 2019r. a sprawa kredytów indeksowanych.

W dniu dzisiejszym, tj. 3 października 2019r., zapadł długo oczekiwany przez tzw. frankowiczów wyrok w sprawie Państwa Dziubak w sprawie C-260/18. Wyrok, w którym TSUE odniósł się do zapytań Sądu Okręgowego w Warszawie (konkretnie SSR (del.) Kamila Gołaszewskiego) dotyczących umowy zawartej z dawnym Polbankiem, będącej umową o tzw. kredyt indeksowany (cóż to jest ten kredyt wyjaśniłem tutaj). Pytania te miały m. in. na celu wyjaśnić wątpliwości części sądów (zupełnie dla mnie niezrozumiałych z punktu widzenia jednoznacznie brzmiących przepisów Kodeksu cywilnego):
1) Czy można utrzymać umowę bez klauzul kreujących mechanizm indeksacji, tj. klauzul zastrzegających dla banku ustalanie należności wg ustalanych przez siebie kursów, powszechnie uznawanymi za postanowienia niedozwolone?
2) Czy – wbrew jednoznacznej treści art. 385(1)§1 kodeksu cywilnego – można zastępować luki po nieuczciwych klauzulach indeksacyjnych innymi rozwiązaniami w imię rzekomego interesu konsumenta (czytaj: ratować interesy banków poprzez utrzymanie mechanizmu obciążającego ryzykiem kursowym poprzez zastąpienie kursów bankowym kursami średnimi NBP)?

Odpowiedź na te pytania mogła być i była tylko jedna: bez zgody samego konsumenta nie można łatać dziur po nieuczciwych klauzulach indeksacyjnych. Sąd w takiej sytuacji winien, w zależności od tego, czy mu na to przepisy pozwalają, albo uznać umowę za nieważną w całości, albo za pozbawioną od początku uzależnienia od kursu CHF przy pozostawieniu dotychczasowych zasad oprocentowania.

W związku z licznymi zapytaniami co to konkretnie oznacza dla posiadacza takiego kredytu, informuję co następuje:

  1. Sądy są związane z powyższą interpretacją TSUE i nie mogą, bez narażanie się na odpowiedzialność dyscyplinarną, dokonywać własnej.
  2. Sądy, w przypadku uznania klauzul indeksacyjnych za niedozwolone będą mogły uznać umowy za nieważne w całości, albo pozbawione od samego początku uzależnienia kredytów od kursów CHF (czyli dokonać tzw. odfrankowienia kredytu – szerzej to wyjaśniłem w poście nr 12).
  3. Nieważność umów oznaczać będzie, że obie strony będą musiały zwrócić sobie wszystko to co dotychczas zapłaciły. Niedoszły kredytobiorca będzie zobowiązany do zwrotu wypłaconej przez bank kwoty w złotych. Bank będzie zobowiązany do zwrotu kredytobiorcy tych wszystkich kwot, które uzyskał od niego tytułem uzurpowanych rat kredytowych, odsetek i wszelkich prowizji (o ile takie były). Jeżeli kredytobiorca spłacał kredyt w CHF, bank winien oddać mu CHF-y. W rezultacie dotychczasowe zadłużenie zostanie w bardzo istotnym stopniu zredukowane (nierzadko kilkukrotnie) albo, w przypadku gdyby okazało się, że kredytobiorca zapłacił bankowi więcej niż otrzymał – jego zadłużenie zniknie a bank będzie musiał mu zwrócić zaistniałą nadpłatę. Dodać jednocześnie należy, że jeżeli ktoś nie będzie w stanie natychmiast zwrócić różnicy między kwotą otrzymaną a zapłaconą, może nie tylko liczyć na pomoc rodziny czy nowy kredyt zaciągnięty w celu spłaty tych pozostałości zadłużenia. Przepisy dają możliwości rozłożenia przez sąd spłaty takiej zaległości w ratach.
  4. Odfrankowienie kredytu oznaczać będzie, że:
  • bank powinien kredytobiorcy zwrócić różnicę między wysokością rat należnych, tj. wyliczonych przy założeniu, że kredyt nigdy nie był uzależniony od kursu CHF, ale był oprocentowany na warunkach określonych w umowie (czyli najczęściej z zastosowaniem stopy LIBOR dla CHF) a wysokością rat zapłaconych. Przy tym należy podkreślić, że obowiązek ten odnosić się będzie wyłącznie do płatności dokonanych nie później niż na 10 lat przed dniem złożenia pozwu. W pozostałym zakresie roszczenia zostaną najprawdopodobniej uznane za przedawnione (o ile kredytobiorca nie przerwał tego biegu przedawnienia),
  • w sposób istotny ulegnie redukcji kwota zadłużenia,
  • w sposób istotny zmaleje rata kredytowa,
  • kredytobiorca nie  będzie musiał się już do końca spłaty kredytu martwić o poziom kursu CHF

Konkludując, wyrok TSUE niewątpliwie w sposób znaczący zwiększa prawdopodobieństwo wygranej. Nie oznacza to jednak gwarancji samej wygranej. Wyrok TSUE nie wiąże sądów co do konieczności stwierdzenia nieuczciwości klauzul indeksacyjnych. O tym nadal będą decydować we własnym zakresie sądy i trzeba je każdorazowo przekonywać do takiego osądu. Natomiast, jeżeli już uznają takie klauzule za nieuczciwe, będą musiały uznać umowy za  nieważne albo pozbawione mechanizmu indeksacji. Oba warianty przyniosą bardzo istotne korzyści ekonomiczne.

Celem szacunkowego wyliczenia sobie skali korzyści z uznania umowy za nieważną, ewentualnie jej „odfrankowienia”, zachęcam do skorzystania z orientacyjnych kalkulatorów opublikowanych na stronie http://nabank.info/kredyty-w-chf/przydatne-dokumenty/.

30. „Trzy pułapki TSUE” – post autorstwa mec. Magdaleny Dąbrowskiej.

Bloga  traktuję jako osobistą pracę twórczą jego autora. Tym razem jednak, na zasadzie wyjątku, pozwolę sobie zamieścić wpis mojej kancelaryjnej Wspólniczki – r. pr. Magdaleny Dąbrowskiej. Bardzo potrzebny wpis w  wigilię wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE.

„Wszyscy czekamy na wyrok TSUE w sprawie Dziubak C-260/18. I słusznie. To ważny wyrok. Co prawda nie był on potrzebny, ponieważ prawo było i będzie po naszej stronie, ale otwiera oczy niedowiarkom, którym trzeba pokazać, że prawo NAPRAWDĘ powinno być stosowane.

Wyrok nie może być zasadniczo różny od opinii Rzecznika Generalnego, której uroki podziwialiśmy już w maju tego roku. Zaryzykuję zatem i już teraz podzielę się z Państwem moimi wątpliwościami, co do ryzyk, które się pojawiły i będą eskalować w najbliższym czasie. Nie umniejsza to oczywiście korzyści. Ryzyka są postawione obok, a nie zamiast – proszę o tym pamiętać.

PUŁAPKA 1.

Słyszymy zewsząd przekaz, że będzie wyrok TSUE, więc teraz wszyscy będą wygrywali sprawy frankowe…

TO NIE JEST PRAWDA

Każda sprawa frankowa jest trudna. Każdy pozew ma niespełna sto stron i niezliczone argumenty. Nawet jeżeli ktoś dostanie wzór pozwu, to naprawdę nie daje to gwarancji, że wygra proces. Pisma banku wymagają podjęcia debaty. W procesie zeznają świadkowie i strony – kredytobiorcy. Bez „odrobienia lekcji” nie da się przez to przejść bez ryzyka przegrania procesu.
Wzór pozwy – w kancelarii pracujemy na wzorach, tak, ale jest ich kilkadziesiąt.. Repliki, czyli odpowiedzi na pisma banku, to kolejna praca analityczna… itd.. Po kilku latach prowadzenia kilkuset spraw naprawdę jesteśmy ekspertami. Jak słyszę, że jakiś prawnik prowadzi jedną sprawę frankową, albo że ktoś chce iść do sądu bez prawnika, i to dobrego, to cierpnie mi skóra.. I już mi ich żal…

Tylko w rękach profesjonalistów TSUE może być narzędziem pomagającym w osiągnięciu sukcesu. Jak sobie Państwo kupicie najlepszy komputer, to nie znaczy, że będziecie z definicji informatykami. Dobry informatyk z dobrym komputerem jest dobrym fachowcem. Dobry komputer jest tylko dobrym komputerem.. Wyrok TSUE jest takim właśnie komputerem.

Co się stanie, jeżeli kredytobiorcy popełnią błąd i sami pójdą do sądu, bez profesjonalisty? Wrócimy do punktu wyjścia. Do zepsutego orzecznictwa. Wiele wyroków będzie niekorzystnych. Dlaczego teraz 80% wyroków jest korzystnych? Bo większość spraw obecnie prowadzą profesjonaliści. Jeżeli sprawy trafią do przypadkowych ludzi, wyroki będą przypadkowe. Nadal zdarzają się sędziowie, którzy nie słyszeli nawet o TSUE – tak, zdarzają się. I nie widzą różnic miedzy waloryzowanym czy denominowanym.. Nie zepsujcie Państwo proszę wypracowanej linii orzeczniczej, bo to się odbije również na naszych klientach.

PUŁAPKA 2.

Spółki Akcyjne jako reprezentanci kredytobiorców.
W umowach, które kancelarie odszkodowawcze podsuwają do podpisania kredytobiorcom czytamy, że skierowanie sprawy do sądu wymaga zgody tejże spółki. Czyli mamy sytuację taką, że najpierw naganiacze opowiadają, ile to oni prowadzą spraw, podają sygnatury spraw z wygranymi wyrokami, tylko nie mówią, że to nie są ich sprawy, tylko nasze lub naszych koleżanek i kolegów z FPF. Zachęcają do zlecenia im prowadzenia sprawy, po czym biorą pieniądze. Jak już wezmą, to proponują zawezwanie do próby ugodowej. Jak już pójdą do sądu, to tak formułują pozwy, żeby „w mądry” sposób przegrać. Albo idą po „spready”, co powinno się kończyć postępowaniem dyscyplinarnym prawnika i odszkodowaniem dla kredytobiorcy. Podobnie, jak w pierwszej pułapce – psują orzecznictwo, na które chętnie powoływać się będą banki, jak ich przegrane wyroki się uprawomocnią.
Kto jest właścicielem spółki akcyjnej? Świetne pytanie. Zlecając sprawę kancelarii, jest konkretny radca prawny, czy adwokat, który swoim majątkiem odpowiada za prowadzenie Państwa sprawy. Jeśli zlecacie sprawę spółce akcyjnej, nie odpowiada de facto nikt. Nie wiadomo, kto jest właścicielem spółki akcyjnej. I Mamy oto taką spółkę. Zebrała z rynku 10.000 kredytobiorców, czy 20.000. Wyciągnęła od nich wynagrodzenia (czyli kolejny wydatek frankowy i zawiedzione nadzieje). I wyobraźmy sobie Zgromadzenie Akcjonariuszy za kilka lat. Akcjonariusze, których nie znamy, może banki, może inni beneficjenci systemu bankowego, podejmują uchwałę o upadłości czy likwidacji spółki. Nie ma nagle prawników. Nikt nie odbiera telefonów. Spółki nie ma – nikt nie odpowiada. Taki biedny kredytobiorca pójdzie walczyć o swoje? Nie. Bo już jest zmęczony. Bo ile razy można dać się oszukać. Bo ile można tracić czasu i nerwów… I żeby to jeszcze było tanie.. Spółki przecież pobierają spore wynagrodzenie…

PUŁAPKA 3.

Aneksy – Millennium już zaczęło…

Banki wiedzą, że po wyroku TSUE trudno im będzie ustać pozycję, więc co robią? Pozorny czynny żal.
Szanowni klienci, okazało się, że nasze działania, wbrew naszym zamiarom, okazały się nie do końca poprawne. Bardzo ubolewamy nad tym, że co prawda nie z naszej winy, ale postawiliśmy Państwa w tak trudnej sytuacji. Po wyroku TSUE otworzyły nam się oczy. Posypujemy głowy popiołem i prosimy o wybaczenie. Jako wyraz naszej skruchy, przyjmijcie Państwo nasz akt kapitulacji – aneks.
Kredytobiorcy się cieszą, bo wygrali. Bank się przyznał do błędu. Nie muszą iść do sądu.
TO NIE JEST PRAWDA
Aneks dotyczy wyłącznie spreadów i uznania długu. Zgadzacie się Państwo, że tracicie roszczenie o rozliczenie nieważnej umowy, albo roszczenie o „odfrankowienie”. Bank oferuje Państwu zwrot kilku tysięcy, zamiast kilkudziesięciu lub kilkuset. Państwo potwierdzacie wysokość salda, które niewiele się różni od tego sprzed aneksu. I nie ma jak iść do sądu.

Cieszmy się wyrokiem TSUE, ale z pełną świadomością pojawiających się pułapek.

Wesołego Dziubaka Wszystkim Państwu !!!!!

r.pr. Magdalena Dąbrowska”

29. Dlaczego Sąd Najwyższy twierdzi, że umowy o tzw. kredyty denominowane są kredytami w walucie CHF?

Spory sądowe dotyczące kredytów powiązanych  z walutą CHF trwają już od  kilku ładnych lat. Niewątpliwie w miarę upływu czasu wzrasta stopień świadomości sądów i liczba korzystnych wyroków. Ale przede wszystkim w sprawach o tzw. kredyty indeksowane, czyli kredyty wyrażone w umowie w walucie polskiej. W sprawach o tzw. kredyty denominowane, czyli wyrażone w umowie w walucie szwajcarskiej wygrane nadal należą do rzadkości. W tych sprawach nadal normą jest teza, że bank udzielił kredytu we frankach, mimo że umowa przewidywała wypłatę wyłącznie złotówek. Teza uzasadniana nie wykładnią prawa, ale bezrefleksyjnym powielaniem równie bezrefleksyjnego, szkodliwego a przede wszystkim sprzecznego z prawem poglądu Sądu Najwyższego w tym temacie.  Czytaj dalej

28.Niewykreowanie zobowiązania do zwrotu kwoty wykorzystanego – wada prawna nr 1 znacznej części umów o kredyty indeksowane.

Niezmienny w swojej treści bezwzględnie obowiązujący art. 69 ust. 1 Prawa bankowego, określający fundamentalne elementy umowy kredytu, nakazuje, aby kredytobiorca został przez umowę kredytu zobowiązany do zwrotu kwoty wykorzystanego kredytu. Czyli kwoty środków pieniężnych, które bank wypłacił. W przypadku znacznej części umów o tzw. kredyty indeksowane wymóg ten nie został spełniony. Kredytobiorcy już „na dzień dobry” z chwilą wykorzystania kredytu zostali zobowiązani do zapłaty bankowi kwoty wyższej niż kwota wykorzystanego kredytu. Takiej sytuacji nie da się uzasadnić instytucją waloryzacji (nawet gdy uznać, że można waloryzować zadłużenie kredytowe). Taka sytuacja winna skutkować uznaniem umowy za nieważną. Czytaj dalej